NORWEGIA

Kiedy dzień nie ma końca

Plan podróży w skrócie:
Prom z Sassnitz do Treleboorg - Goteborg - Rondane NP - Jotunheimen NP - Jostedalsbreen NP - Trondheim - Sognefjorden - Dovrefjell NP - Saltfjellet-Svartisen NP - Gronligrotta - Lofoty - A

Kraina surowej i jakże baśniowej scenerii, zaskakująca spokojem, harmonią i prostotą – trudno oprzeć się wrażeniu, że czas biegnie tu zupełnie inaczej...

Krajobraz kraju Wikingów jest zdominowany przez Góry Skandynawskie, które ostateczny wygląd zawdzięczają zlodowaceniu plejstoceńskiemu (fieldy ogładzone przez lodowce oraz wyraźne, U-kształtne doliny polodowcowe przechodzące w najpiękniejsze fiordy świata). Linia brzegowa jest wyjątkowo silnie rozwinięta – jej długość bez wysp wynosi 21 465 km (z wyspami 57 258 km). Dla przybyszów z Polski, miłym zaskoczeniem jest wszechobecna dzikość, niezmącona zdobyczami „cywilizacji” przestrzeń i poczucie wolności.

  - Liczba mieszkańców: 5,33 mln (2019)

  - PKB na osobę: 74 822 USD (2015)

  - 19 Parków Narodowych

  - Lasy: 27% powierzchni kraju

  - Najwyższy szczyt: Galdhöpiggen 2469 m n.p.m.

  - Najdłuższy Fiord: Sognefjorden 220 km

  - 2/3 powierzchni kraju góry skaliste

  - 1/3 powierzchni kraju poza kołem biegunowym

  - 15 na Świecie i 1 w Europie pod względem wielkości wydobycia ropy naftowej (2013)

Królestwo Norwegii bardzo bogate w osobliwe formy krajobrazu ma bardzo wiele do zaoferowania. Planując trasę naszej wyprawy pod presją bezdyskusyjnie ograniczonego czasu musieliśmy dokonać wyboru. Nie był on łatwy, ale jak się okazało, - jak na pierwszą wizytę bardzo odpowiedni.

Chcąc poznać, a raczej „zasmakować” pełni jej uroku powinno przemierzyć się ją przynajmniej wzdłuż. Ze względu na duża rozciągłość południkową prawie 1750 km, zajmuje to zmotoryzowanemu turyście kilka dni. Wybieramy się samochodem, więc zabieramy prawie wszystko; namiot, śpiwory, kuchenkę, garnki, jedzenie, sprzęt fotograficzny, a nawet wodę. W końcu Norwegia jest droga, a budżet mamy ograniczony. Po załadowaniu, samochód wygląda jak Citroen – czyli połowy tylnego koła nie widać. Jedziemy do Sassnitz skąd promem udamy się do Treleborga. W planie naszej wyprawy znalazły się: Rondane NP, Jotunheimen NP, Jostedalsbreen NP, Sognefjorden, Dovrefjell NP, Saltfjellet-Svartisen NP, Gronligrotta i Lofoty. Zasady zwiedzania parków narodowych w Norwegii różnią się od naszych tym, iż na ich terenie każdy turysta może poruszać się zgodnie z własnymi planami. Nie ma zakazów wstępu, nie trzeba sztywno trzymać się wyznaczonych szlaków, których oznakowanie czasem zaskakuje polskiego turystę dużą różnorodnością: kopczyki z kamieni, czerwone znaki na kamieniach, bądź... zupełny ich brak. Dużym ułatwieniem dla zwiedzających jest możliwość - właściwie w każdym miejscu (oprócz tych gdzie jest zakaz ze względu na bezpieczeństwo) - zorganizowania sobie noclegu; w niektórych parkach można też skorzystać z hytty, czyli małego domku wyposażonego w najbardziej potrzebne rzeczy; m.in. oprócz miejsca do spania jest drzewo do kominka, a nawet suchy prowiant.

Naszą przygodę rozpoczęliśmy od poznawania Parku Narodowego Rondane z najwyższym szczytem Rondeslottet 2178 m n.p.m. Pomimo, iż przecinają go liczne głębokie wąwozy, rwące strumienie park ten jest łatwo dostępny dla turystów amatorów. Do geologicznych ciekawostek z ostatniej epoki lodowcowej należą ciekawe formy, tzw. martwego lodu. Są to pozostałości po stopniałym lodowcu. Rondane to ostoja dla wielu gatunków dzikich reniferów oraz roślin, z których większość występuje jedynie tutaj i urzeka turystę bogatą paletą barw. Czerwienie, pomarańcze, żółcie i brązy nie są charakterystyczne jedynie dla jesieni – wyłaniają się one również wiosną spod topniejącego śniegu. Żółto-zielony „dywan” chrobotka reniferowego jest podstawowym pokarmem dla reniferów podczas zimy. Dzikie renifery zamieszkujące ten park są potomkami "oryginalnych" górskich reniferów, które po ostatnim zlodowaceniu zamieszkiwały w różnych częściach Europy. Dla nas trasa do i z Parku zostanie na długo w pamięci. Samochód był tak dopakowany, że z trudem pokonywał wzniesienia, a podczas zjazdu spaliliśmy hamulce. Oczywiście nie było mowy o wizycie u mechanika, ponieważ naprawa przewyższyłaby zapewne wartość auta, dlatego od tej pory na zjazdach używaliśmy biegu nr 1 i wspomagająco hamulec ręczny.

Jotunheimen NP

Po dniu spędzonym w tej nierealnie barwnej krainie, zmieniliśmy scenerię na „czarno-białą”. Około 100 km na zachód od Rondane NP rozciąga się Jotunheimen NP. Park ten swych granicach obejmuje liczne lodowce, rzeki, duże jeziora, 27 najwyższych szczytów Norwegii, w tym najwyższy szczyt Europy płn. - Galdhöpiggen 2469 m n.p.m., który był kolejnym celem naszej wyprawy. Dosyć prosta droga na szczyt prowadzi od schroniska Juvasshytta (wys. 1841 m n.p.m.), do której trafić można od doliny Boverdalen płatną, niezwykle malowniczą drogą, dostarczającą niezapomnianych wrażeń. Niestety, u podnóża szczytu znaleźliśmy się nie dość, że poza sezonem, to jeszcze „w dzień powszedni”… W takim terminie przewodnik jest niedostępny, a bez niego na szczyt wyruszyć nie można, jako że szlak przechodzi przez lodowiec, którego szczeliny sięgają 30 m i wymagany jest specjalistyczny sprzęt. Pozostało nam więc zadowolić się widokiem szczytu z pewnej „bezpiecznej” odległości. Szlak na Galdhöpiggen jest jednym z nielicznych w Norwegii, na którym turysta może spotkać innego turystę… Ze szczytu można zejść w kierunku lodowca Svellnosbreen, który jest bardzo urozmaicony, o licznych, głębokich rozpadlinach, efektownych formach lodowych, tunelach.

Na terenie parku funkcjonuje bardzo dużo schronisk oraz liczne wyciągi narciarskie, niektóre całoroczne.

Okolice Galdhöpiggen nawet w czerwcu zdominowane są przez trzy kolory: biały - śnieg, czarny - skały i lazur nieba. Pod względem wysokości, konkurencję dla Galdhöpiggen stanowi Glittereind, sąsiedni szczyt pokryty czapą lodowo-śniegową. Za duszę tego parku nie uważa się jednak szczytu, lecz jezioro Gjende o fantastycznym zielonym zabarwieniu - długości 18 km. W parku tym znajduje się rekordowa liczba górskich roślin. Ostatnie badania dowodzą, iż niektóre z gatunków mogły przetrwać ostatnie zlodowacenie w odizolowanych miejscach, niepokrytych lodem. Nocleg spędzamy na okolicznym kempingu i wcale nie dziwi nas, że ktoś się właśnie rozbija ze swoim namiotem po 24:00. Nadal jest jasno i można się zapomnieć.

Droga do kolejnego wybranego przez nas parku wiodła przez krainę Sognefjell – najwyższe i robiące największe wrażenie - samochodowe przejście górskie w północnej Europie (zamknięte od listopada do czerwca) – której przyznano status Krajowej Drogi Turystycznej (National Tourist Road) za spektakularną i dziką scenerię. Pogoda, jaką zastaliśmy na tym odcinku drogi, dodawała tej niezamieszkałej krainie niebywałego uroku. W połowie czerwca ciemne chmury, padający śnieg z deszczem, grube warstwy śniegu zalegające na ziemi, zamarznięte jeziora i powiew grozy... Trudno tu zresztą trafić na lepszą aurę, gdyż zaledwie kilka dni w roku obywa się bez opadów.

Wzdłuż drogi powbijane orientacyjne kijki o wysokości ok. 5 m, pozwalają wyobrazić sobie warunki panujące tu podczas kalendarzowej zimy. Droga ta poprowadziła nas aż do miejscowości Skjorden, gdzie kończy się najdłuższy (205 km) na świecie i najbardziej znany fiord Sognefjorden, o maksymalnej głębokości 1308 m. Fiord ten wrzyna się głęboko w ląd i rozgałęzia na wiele odnóg. Mając przed oczyma tę potężną zatokę górską trudno sobie wyobrazić, iż została ukształtowana przez zsuwający się z gór lodowiec. Lodowiec żłobi podłoże, kształtując dolinę U-kształtną, w przeciwieństwie do erozji rzecznej tworzącej doliny V-kształtne. Malowniczość okolic fiordu sprawia, że ściągają tu rzesze turystów. Niestety stosunkowo szybko musieliśmy się rozstać z fiordem, gdyż już w miejscowości Gaupne odbiliśmy na północ, w kierunku lodowca Nigardsbreen. Tym samym wkroczyliśmy na teren kolejnego parku - Jostedalsbreen NP.

W odróżnieniu od lodowców alpejskich, które złożone są z jednego pola firnowego jednego głównego jęzora lodowcowego, na ogół zajmującego całą rozległą dolinę, lodowce norweskie (tieldowe) to rodzaj kopulastej lub płaskiej pokrywy, czapy wieloletniego śniegu lub lodu (mniejszej jednak niż lądolód), pokrywającej wierzchowinę górską lub płaską powierzchnię lądową, z której spływają liczne, krótkie jęzory lodowcowe. Najwyższy szczyt lodowca Jostedalsbreen stanowi nunatak Lodalskåpa – 2083 m n.p.m. Z lodowca tego spływa 20 jęzorów; do najbardziej popularnych, odwiedzanych przez turystów, należą: Briksdalsbreen, Bøyabreen, Supphellebreen, Nigardsbreen i Bergsethbreen. Tereny te są bardzo dobrze przygotowane pod kątem turystycznym, organizowane są tu wyprawy o zróżnicowanym stopniu trudności, wiele jest punktów informacyjnych, ciekawe muzea. My udaliśmy się do Nigardsbreen. Ujrzeliśmy wyraźnie wykształconą dolinę U-kształtną, jezioro o niesamowitym, niebiesko-turkusowym zabarwieniu, a na dalszym planie majestatycznie schodzący z gór błękitny jęzor lodowca. Był to pierwszy lodowiec, który ujrzeliśmy “na żywo” i długo nie mogliśmy odciągnąć od niego wzroku. Szlak prowadzi pod samo czoło lodowca, (który nie schodzi bezpośrednio do jeziora) i turysta stając tuż pod ścianą lodu może “poczuć” jego wielkość, ciężar i usłyszeć jego ciągłą pracę – trzaskający lód, wypływające strumienie wody. Jostedalsbreen nie jest jednak pozostałością epoki lodowej; jak wykazują niedawne badania 8000–5000 lat temu lodowiec roztopił się całkowicie i uformował na nowo, osiągając swe maksimum (największą grubość na fieldzie i największą długość jęzorów) w małej epoce lodowej ok. 1750 r. Wtedy to nasuwające się na siebie czoła jęzorów zniszczyły liczne wioski.

Opuściliśmy granice Parku Jostedalsbreen, przemierzyliśmy ponownie krainę Sognefjell i skierowaliśmy się ku północy, drogą E6 prowadzącą do Trondheim. Dojeżdżając do miejscowości Oppdal wkroczyliśmy do krainy dzikich reniferów, lisów arktycznych, łosi i wołów piżmowych – terenu NP Dovrefjell, symbolicznej granicy pomiędzy północą a południem norweskich gór. To najbardziej urozmaicony i nietknięty przez człowieka krajobraz wysokogórski w Europie. Mchy i porosty, a wśród nich przede wszystkim chrobotek reniferowy zdominowały szatę roślinną tej części Norwegii. Nieliczni turyści przemierzający te tereny słyszą tylko świst wiatru i chrzęst deptanych porostów, a szczęściarze mogą dodatkowo usłyszeć piżmowoła…

Nordland

W drodze na północ „zahaczyliśmy” o Trondheim – miasto z katedrą Nidarosdomen - największym norweskim średniowiecznym zabytkiem. Za miejscowością Mo i Rana skręciliśmy w kierunku lodowca Svartisen, który znajduje się na terenie Saltfjellet-Svartisen NP. Park ten jest najbardziej zróżnicowanym wśród norweskich parków: fiordy, urodzajne doliny, jaskinie wapienne, podziemne tunele, wysokie góry i lodowiec. Aby dostać się pod czoło lodowca należy przepłynąć jezioro Svartisvatnet, a następnie przejść 3 km po skałach o rdzawym zabarwieniu. W trakcie przeprawy na drugą stronę jeziora dowiedzieliśmy się, iż zaledwie 60 lat temu, w miejscu tego jeziora był jeszcze lodowiec. Wydawałoby się, że tak wielkie formy jak lodowce przekształcają się bardzo powoli i są statyczne, a tak naprawdę mogą one poruszać się bardzo szybko. Svartisen składa się obecnie z dwóch części: Vestisen i Østisen, rozdzielonych doliną Vesterdalen, która jeszcze do niedawna była również pokryta lodem. Lodowiec ten w odróżnieniu od lodowca Nigardsbreen schodzi bezpośrednio do jeziora, po którym dryfują małe „góry lodowe”.

Turysty nie powinna zmylić cisza i spokój tam panujący, gdyż - jak się dowiedzieliśmy - w każdej chwili istnieje zagrożenie odłamania części ściany lodowca, co może spowodować falę na jeziorze nawet do wysokości 5 m. W drodze powrotnej zwiedziliśmy bardzo popularną w tym rejonie i szeroko rozreklamowaną jaskinię - Gronlingrotta. Jest to wapienna grota o głębokości 107 m, powstała w wyniku działalności podziemnej rzeki. Jednak na tych, którzy mieli możliwość zwiedzania np. Jaskini Niedźwiedziej w Sudetach, wizyta w Gronlingrotta nie zrobi dużego wrażenia.

Po tygodniu od rozpoczęcia naszej wyprawy dotarliśmy w okolice koła podbiegunowego. Dla podróżnika, który po raz pierwszy przekracza ten szczególny równoleżnik, jest to nie lada przeżycie. Zarówno przyroda, jak i pogoda, jaką tam zastaliśmy podkreślała fakt wkroczenia w strefę polarną – zmarznięta, szara trawa, szare niebo, mroźny wiatr, bezlistne brzozy karłowate, które jako jedne z nielicznych drzew przystosowały się do tak trudnych warunków.

Niestety drugi tydzień naszej wędrówki, zaplanowany na upajanie się widokami pięknych Lofotów i Vesterålen, upłynął pod znakiem deszczu. Żal nam było tym bardziej, że zazwyczaj o tej porze roku pogoda sprzyja tu turystom.

Lofoty to archipelag 5 większych i bardzo wielu małych wysp. Wynurzające się z krystalicznie czystego morza wysokie góry, malowniczo położone na palach wioski rybackie, dzika, nieujarzmiona przyroda sprawiają, że są one niewątpliwie jednym z najatrakcyjniejszych regionów Norwegii. Głównym miastem Lofotów jest Svolvaen, który prawa miejskie uzyskał dopiero w 1996 r.

Piękno Lofotów najbardziej urzeka latem, gdy można podziwiać je przez całą dobę w świetle słonecznym. Pomimo, iż wyspy te położone są za kołem podbiegunowym, zazwyczaj lata są tu ciepłe, temperatura oscyluje wokół 23oC. Jest to spowodowane oddziaływaniem ciepłego prądu Golfsztrom, opływającego wybrzeża wysp.

Dotarliśmy do miejscowości o ciekawej nazwie – A. Chcieliśmy też kupić suszone ryby od miejscowych rybaków, które rozwieszone były na drewnianych rusztowaniach. Zapukaliśmy nawet do lokalnego domu aby zapytać o cenę, ale na szczęście nikt nam nie otworzył. Zmyleni tzw. dniem polarnym, próbowaliśmy „zagadać” o rybkę około 1:00 w nocy.

Norwegia jest specyficznym krajem, wśród państw europejskich. Pomimo iż jest ona krajem wysokorozwiniętym, na znacznym obszarze nie widać oznak cywilizacji. Nie ma tu krzykliwych bilbordów z reklamami, fabryk zanieczyszczających środowisko, a cały ruch na linii północ–południe odbywa się po szybkiej, łatwo przejezdnej drodze E6. Poza kilkoma dużymi miastami, w których zamieszkuje większa część ludności, nie ma „blokowisk”, tylko tradycyjne drewniane, kolorowe domki.

Norwegia urzekła nas swoją surową przyrodą, spokojem i czystością.

Galeria zdjęć